piątek, 30 września 2011

Rozdział drugi.

Przez całą drogę powrotną myślałam o Robercie. Nawet od strony pasażera widziałam ,że mama ma zaciśnięte usta w kreskę i myśli nad czymś intensywnie. Domyśliłam się ,że martwi się o mnie. Chciałam ją jakoś pocieszyć więc wypaliłam:
-Ale fajne zakupy, nie?- próbowałam udawać podekscytowanie ,ale nie za bardzo mi to wychodziło. Mama spojrzała na mnie i wywróciła oczami.
-Ale kłamiesz- po czym roześmiała się serdecznie. Chyba udało mi się wyrwać ją z melancholijnego nastroju bo potem , przez resztę drogi mama paplała jak najęta. Zanim się obejrzałam samochód stał już na podjeździe. Mama wysiadła z samochodu i zatrzasnęła drzwi ,po czym otworzyła bagażnik i zaczęła wyciągać torby. Nie było mi wcale śpieszno wysiadać. W aucie panował przyjemny chłód ,a na zewnątrz było ponad 30 stopni. Parę minut później przyłapałam się na tym ,że rozmyślam co w danym momencie robi Robert. Może także myśli o mnie? Ta myśl przemknęła po mojej głowie i w mgnieniu oka, w moim ciele wystrzelił promyk nadziei jednak zaraz zgasł gdyż uświadomiłam sobie ,że to niemożliwe. Robert był tak piękny i tak czarujący , że niemal nieludzki. A ja? Mała i cicha nie miałam u niego szans. Teraz głupio było mi się przyznać przed samą sobą ,że miałam nadzieję ,że on także o mnie myśli. Musiałam podjąć pewną decyzję. Czy miałam spróbować poznać go bliżej i dowiedzieć się choćby najbardziej przerażającej prawdy? Czy unikać go i twierdzić ,że jest dziwakiem? Odpowiedź miałam już gotową lecz z uporem próbowałam przekalkulować wszystkie plusy i minusy mojej decyzji. 
Zorientowałam się ,że marszczę przy tym brwi. Potrząsnęłam głową ,a by odpędzić myśli i wysiadłam pomóc mamie w rozładowywaniu zakupów. Wzięłam swoje torby z zakupami i poszłam do swojego pokoju pod pretekstem rozpakowania ich.



[ ciąg dalszy nastąpi , przepraszamy za utrudnienia]

poniedziałek, 26 września 2011

piątek, 23 września 2011

Postacie.












   

. Robert Drywell
. Amanda Welton
. Layla Mowel
. Jasper Drywell
. Arizona Drywell
. Amelia Drywell
. Afella Drywell
. Mama Layly- Phiona
. Pan Poul

    Rozdział pierwszy.


      PROLOG

    Nigdy nie lubiłam mitologii Greckiej do czasu kiedy GO poznałam, do czasu gdy nie przeprowadził się na  Hvar gdzie mieszkam.  To wyspa należąca do Chorwacji. Nie jestem Chorwatką, tylko  Polką. Wyjechałam od deszczowego klimatu i nie żałuję tej decyzji z dwóch powodów : poznałam Roberta i wreszcie uwolniłam się od deszczu. W Polsce nie miałam z byt wielkiego grona znajomych , a tu jest ich mnóstwo. Mam piękny dom z ogrodem w którym mieszkam z mamą, tu czuję się dobrze. Prawie udało mi się zapomnieć o Elizabeth. Mojej siostrze , która nie zdążyła się  z nami  pożegnać  za nim pojechała nad jezioro  ze swoimi znajomymi.  Jeśli czytasz tą książkę dla zabicia czasu to w porządku  , ale jeśli zacznie ci coś przypominać nie miej do mnie pretensji!

                                                                                                      ROZDZIAŁ 1

    Wstałam. Plakat „Śniadania u Tiffaniego” szczególnie rzucał się w oczy przez promienie światła wpadające do pokoju z okna od strony ogrodu. Nie zbyt ucieszył mnie fakt ,że muszę powrócić do szkoły. W poprzedniej nie za bardzo miałam z kim pogadać.Tylko ,że ta była inna. Uczęszczałam do szkoły językowej , ponieważ przeprowadziłam się do Chorwacji kompletnie nie znając języka. Miałam nadzieję ,że sobie poradzę. Niezdarnie wyszłam z łóżka po czym podeszłam do szafy. Poczułam lekki wstrząs ,ponieważ komoda była zapełniona zbyt krótkimi spódniczkami i różowymi bluzkami. Zawołałam mamę. Powiedziała ,że potrzebuje zmiany i nikt tu nie chodzi w podartych spodniach. Przeszukałam całą moją torbę i znalazłam rybaczki i bardzo zwykłą koszulę w kratkę. Zjadłam śniadanie samotnie gdyż moja mama pracuję w banku i musi tam być od 07.30 do 19.00. Dlatego czuję się trochę osamotniona. Korzystając z chwili wolnego zaczęłam przyglądać się mojemu nowemu domowi. Kuchnia była urządzona w stylu prowansalskim: drewniane blaty , białe szuflady  i plisowane zasłony w wielkim oknie wychodzącym na plażę. Salon był bardzo wielki. Monstrualnie wielki! Stały w nim dwie skórzane kanapy i jeden fotel , a naprzeciwko tak wielka plazma , że nie potrzebowałam chodzić do kina. Wydało mi się to zabawne więc zaczęłam się śmiać sama do siebie po czym uznałam , że to głupie i  zamilkłam . Po tym dziwnym zdarzeniu poszłam do szkoły. Moja mama nie zdążyła załatwić mi samochodu więc poszłam na piechotę. Nie przeszkadzało mi to zanadto bo pogoda była wręcz przecudowna ! Miałam problem z odnalezieniem szkoły , ale w końcu dostrzegłam tabliczkę z napisem „skole”. Nie było przy niej ani wykrywaczy metalu ani porządnego parkingu . Zapowiadało się , że to bardzo mała szkoła licząca może 150 osób? Heh , w szkole w Polsce szkoła liczyła z 830 osób może trochę więcej. Poszłam do budynku numer 1 , w którym znajdował się sekretariat po plan lekcji. Pchnęłam czerwone drzwi .
    -Dzień dobry- powiedziałam tak cicho , że zdziwiło mnie , że sekretarka mi odpowiedziała.
    -Oh! Ty jesteś Layla Mowel  tak?- powiedziała podając mi plan lekcji -To jest twój nowy plan lekcji.
    -Dziękuję .- odpowiedziałam.
    Sekretarka myśląc ,ze nie widzę jej twarzy zaczęła mierzyć mnie wzrokiem. Wyszłam z niebieskiego budynku i weszłam do białego gdzie odbywały się lekcję. Pierwsza była fizyka. Idąc do klasy zaczepiła mnie pewna dziewczyna. Miała bardzo jasne blond proste włosy i sztuczny uśmiech. Ubrana była bardzo różowo w cekiny ,a za nią stała jej paczka.
    -Ty jesteś Layla? Ta co miała chodzić z nami do klasy?- spytała nie przestając się uśmiechać. Pomyślałam , że są pewnie jakimiś wrednymi , bogatymi laskami więc postanowiłam być uprzejma. Nie chciałam w pierwszy dzień szkoły zrobić z siebie idiotki.
    -Tak to ja –odpowiedziałam chociaż korciło mnie do powiedzenia czegoś niemiłego.
    -No to fajnie!- powiedziała ciągle z tym samym sztucznym uśmiechem- Będziesz w naszej paczce.
    -No nie wiem..-starałam się coś powiedzieć ,ale chamsko przerwała mi.
    -To nie było pytanie.-i odeszła a za nią ciągnęła się grupka nastolatków.
      Resztę dnia spędziłam z nimi na przymusie .Na trzeciej przerwie poszłyśmy na dwór i nagle dostrzegłam grupkę nastolatków siedzących na ławce najbliżej boiska. Było ich pięciu : trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Jedna dziewczyna ,o złocistych włosach siedziała najbliżej końca ławki. Patrzyła nie w stronę swoich przyjaciół tylko w zupełnie odwrotną - na baseballistów. Była przepiękna , miała falowane włosy , błękitne oczy i od samego patrzenia na nią moje poczucie wartości spadło do zera. Druga licealistka miała  proste , brązowe włosy i kasztanowe oczy .Była ubrana w białą bluzkę i czarną spódnicę .Czytała książkę pt. „Jak najdalej” .Trzeba przyznać , że wyglądała bardzo inteligentnie .Trzecia miała brązowe ,krótkie włosy. Tak gdzieś za brodę. Ubrana była tak jakby miała iść do lasu. Była oczywiście tak samo piękna jak jej koleżanki. Spoglądała w stronę parku i kiedy pojawiało się jakieś zwierzę ,na przykład kot czy pies, od razu przybiegało do niej jak gdyby znało ją już od małego. Pierwszy z chłopaków był zniewalająco przystojny! Miał blond loki sięgające do uszu i brązowe oczy . Był ubrany w czarną bluzę i dżinsy . Wyglądał co najmniej jak  sławny aktor z reklamy żelu do włosów. Wpatrywał się w las i był bardzo zamyślony. Drugi był prawie tak samo przystojny jak jego kolega. Miał brązowe włosy i wielkie niebieskie oczy. Wyglądał tak jakby gdzieś się spieszył. Wszyscy byli nieobecni wzrokiem i kogoś mi bardzo przypominali  tylko nie mogłam sobie przypomnieć  kogo.
    -Kto to jest? -spytałam moich różowych towarzyszek .
    -Nie wiem to jacyś nowi. Do nikogo się nie odzywają .-powiedziała znudzonym głosem jakby odpowiadała już milion razy na to samo pytanie.
     Reszta dnia upłynęła mi na rozmyślaniu o tych dziwnych ludziach , którzy siedzieli na ławce. W domu uczyłam się do testu z Biologii. Na drugi dzień gdy szłam do szkoły plażą(mama nadal nie kupiła mi auta) znalazłam flet , złoty flet .Hm , może to kogoś ze szkoły pomyślałam . Włożyłam go do bocznej kieszeni w plecaku i poszłam dalej. Przy furtce stało dwóch tych samych bosko przystojnych nastolatków. Przeszłam obok nich niby to obojętnie .
    - To twój flet?- usłyszałam głos za sobą. Głos wydawał się bardzo zdziwiony i szczęśliwy. Obróciłam się i zobaczyłam , że to ten najprzystojniejszy z nich. Zatkało mnie . Czyżby ktoś taki zafascynował się fletem?
    - Ekhm nie.. znalazłam go na plaży. Prawdopodobnie fale go wyrzuciły – odpowiedziałam.
    - Jest mój.- zawahał  się co sprawiło ,że mu nie uwierzyłam.
    -Nie wierzę-zamrugałam kilka razy wciąż nie wierząc , że to powiedziałam . Zaśmiał się , ale zaraz spoważniał .
    -To nie są żarty  proszę oddaj mi go – mówił teraz stanowczym głosem.
    -Nie … wierzę- przełknęłam ślinę .Coraz bardziej  mnie denerwował.
    -Laylo , oddaj mi go –poprosił.
    -Skąd znasz moje imię?- byłam zaskoczona .
    - Jesteś nowa .
    -Ty też –powiedziałam .Co on sobie o mnie myślał ? Był taki pewny siebie , że aż irytujący! Myślałam , że zaraz go uduszę.-Ale rozdęte ego! 
     I poszłam na lekcję. Tam spotkałam księżniczkę różu i dowiedziałam się ,że ma na imię Amanda. Dzisiaj było zaćmienie słońca więc cała klasa od historii była w półmroku. Kiedy wchodziłam do sali zauważyłam tego chłopaka stojącego w drzwiach. Patrzył się na mnie ,a ja zmierzyłam go zimnym spojrzeniem.
    -No więc…- zaczął
    -Streszczaj się, zaraz zaczynamy lekcję.- chłodno dodałam i poszłam w stronę klasy.
    Usiadłam w drugiej ławce pod oknem. Obróciłam się na moment w stronę okna ,a kiedy się odwróciłam siedział w mojej ławce. Spojrzałam na niego wzrokiem „Zostaw mnie” lecz on tylko gapił się na mnie.
    -Skoro znasz moje imię , to może ja poznam twoje?- spytałam ironicznie
    -Mam na imię Robert. Miło mi Cię poznać.- odpowiedział z uśmiechem tak zniewalającym ,że… O nie! Nie mogłam dać zamącić sobie w głowie.
    - Co tu jeszcze robisz?!- byłam wredna tylko dla tego , że nie chciałam  ulec jego urokowi. On wywrócił tylko oczami i znowu obdarzył mnie tym boskim uśmiechem. Wszedł nauczyciel historii Pan Paul.
    - Dzisiaj będziemy omawiać mity- powiedział , a ja kontem oka dostrzegłam , że Robert znowu wywraca oczyma. Osobiście nienawidziłam mitów . Miały w sobie coś takiego , że mi się nudziło na lekcjach z nimi.
    - Apollo. Kim był? Może Robert?- spytał nauczyciel .
    -A może ktoś inny? -Spostrzegłam , że dziewczyny , z którymi siedział na ławce zaczęły chichotać .
    - Layla? – nauczyciel wyrwał mnie z zamyślenia.
    -Apollo.Hm był bogiem poezji i muzyki … , a jeśli się nie mylę bardzo przystojnym.-odpowiedziałam zawstydzona.
    -Tak . Był..ekhm..przystojnym bogiem, grał na lirze czy ktoś może wie kim była jego bliźniaczka?- spytał Pan Paul, a Robert patrząc na jedną z dziewczyn z którą spędzał przerwę zaczął się śmiać ,a ona zrobiła się cała czerwona.Nie wiem co ich tak rozbawiło.
    Nauczyciel na koniec lekcji ogłosił , że pojedziemy na wycieczkę do muzeum i tam będziemy oglądać jakieś malowidła i obrazy greckich bogów , ponieważ to powinno być na sprawdzianie.Westchnęłam.Tyle materiału do przerobienia i to tylko pięć dni!Nagle zabrzmiał dźwięk dzwonka .Lubiłam go.Pospiesznie wyszłam z klasy , aby nie dogonił mnie Robert , ale nie miałam szans .Przed drzwiami potknęłam się o czyjś plecak i runęłam na ziemię.Usłyszałam parę drwiących ze mnie osób , ale to co mnie najbardziej zirytowało to to , że wtórował im Robert !!! To mu nie ujdzie na sucho ! Wstałam i nie obracając się za siebie wybiegłam z sali.Biegłam przez korytarz , a gdy wyszłam wreszcie na dwór odetchnęłam świeżą bryzą i pewnym krokiem poszłam do domu.Gdy tak szłam rozmyślałam co stało się dzisiejszego dnia i nagle oniemiałam . Doszło do mnie dlaczego tak się śmiali i kogo przypominali. Pędem rzuciłam się do domu. Marzyłam o tym , aby jak najszybciej znaleźć się w domu i wpisać w Google tego czego jeszcze nigdy nie wpisywałam- "Mity" . Po powrocie ze szkoły byłam tak wyczerpana biegiem , że musiałam na chwilkę przysiąść i napić się wody. Potem szybkim krokiem poszłam na górę przez co potknęłam się na schodach i obiłam cały tyłek. Nigdy nie miałam dobrej koordynacji , ani nie brałam udziału w zawodach , ale jeśli chodziło o moje sprawy osobiste czasem udawało mi się przebiec nawet 100 metrów bez upadku co było rekordem. Zawsze przynosiłam zwolnienia na w-f napisane własnoręcznie . Nie znosiłam upokorzeń , a w dodatku przy tych wszystkich wysportowanych Polkach z mojej dawnej klasy.Wróciłam na dół i opatrzyłam zdarte kolano , a potem z mniejszym entuzjazmem usiadłam do laptopa . Wpisałam hasło i kliknęłam pierwszą lepszą stronę. Nie znosiłam mitów więc nie znałam się na nich tak dobrze jak powinnam w moim wieku. Zaczęłam brać się za czytanie mitu  pt. " Mit o Atenie i Arachne ". Spodobał mi się. Jeszcze nigdy go nie słyszałam. Potem znalazłam parę faktów o bogach i zaczęłam czytać : " Według mitów Greckich wszyscy bogowie byli olśniewająco piękni i czarujący. Czasem zdarzało się , że schodzili w ludzkiej postaci na ziemię ,  ale byli tak samo piękni i mieli nadludzkie zdolności min. szybkość , siła , urok osobisty. Nie dałam za wygraną wpisałam w wyszukiwarce ostatnie hasło " Bogowie Greccy " . Kolejny blog : Artemida , Atena , Apollo , Afrodyta . Nie chciało mi się czytać więc kliknęłam obrazy.Malarze zazwyczaj malowali Afrodytę i … zaraz , zaraz przecież ona wyglądała zupełnie jak ta dziewczyna z … ławki! Powoli zaczęło rozjaśniać mi się w głowie. Postanowiłam , że zapytam Roberta czy moje przemyślenia są poprawne.Ktoś zadzwonił do drzwi . Zeszłam na dół i otworzyłam je . W progu stała moja mama miała w ręku torebkę i uśmiech na twarzy. Widać było , że była podekscytowana . Zamknęła oczy i powiedziała:
    -Dostałam podwyżkę! Idziemy na zakupy!-była taka szczęśliwa , że nie chciałam tego psuć (szczerze nienawidziłam chodzić po sklepach) i powiedziałam :
    -To świetnie ! Będę mogła sobie kupić normalne rzeczy!- powiedziałam ironicznie podkreślając słowo " normalne"-Kiedy ?
    -Zaraz! Natychmiast!Przecież teraz największe wyprzedaże!-wykrzyknęła i pociągnęła mnie za rękę . Ubrałam szybko buty i kurtkę i pobiegłam za nią. Wsiadłyśmy do starego jeepa , którego miała już ponad 4 lata . Była do niego tak przywiązana , że trudno było ją namówić na wymianę samochodu. Upierała się , że jej nie stać , ale wszyscy wiedzieli , że kłamie. Osobiście nienawidziłam tego auta. Śmierdziało w nim starymi kanapkami , a tapicerki były całe w plamy od kawy , którą mama kupowała na stacjach benzynowych kiedy jechała w dłuższą trasę. Odgarnęłam włosy za ucho i wsiadłam do pojazdu. Po drodze mamie nie zamykała się buzia . Dawniej już marzyła o tym , żebyśmy razem wybrały się na zakupy ,ale nie wiedziałam , że aż tak bardzo! Lubiłam w mojej mamie to , że jest wygadana , bo zawsze umiała rozładować sytuację . Kiedy dojechałyśmy na miejsce , którym okazało się ogromne centrum handlowe z sześcioma piętrami westchnęłam i powiedziałam do mammy:
    -Chcesz mnie wykończyć?
    -Przestań ! najpierw zajdziemy do obuwniczego po wygodne buty. Mam zamiar spędzić tu cały dzień!- zamarłam. Czy mama żartowała? Po mimo to uśmiechnęłam się grzecznie i ruszyłam za nią. Poszłyśmy jak mówiła do obuwniczego , a potem zachciało mi się pić więc poszłam do restauracji ,a mama do Zary. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam cole. Nagle mnie zamurowało przy ladzie stał Robert i przyglądał mi się. Pomachałam do niego , a potem uświadomiłam sobie , że jestem na niego wściekła i oblałam się rumieńcem. Zaraz potem siedział przy mnie.
    -Jak to…- chciałam spytać jak przemieścił się w takim tępię ,ale wiedziałam ,że nie odpowie więc dałam sobie spokój.
    -Nie oddasz tego fletu prawda?- ależ byłam głupia ! Nagle przyszła mi do głowy myśl .
    -Jeśli opowiesz mi trochę sobie raczej tak .-odpowiedziałam i przygryzłam wargi , aby się nie uśmiechnąć. Nie potrzebowałam fletu , a bardzo fascynował mnie dziwny, tajemniczy , bosko piękny chłopak , który siedział naprzeciwko.
    -Co chciałabyś wiedzieć?-wywrócił oczami- Dlaczego tak cię interesuję moja osoba?-znowu spłonęłam rumieńcem. Spodziewał się pewnie samych komplementów. 
    -Sam wiesz , że nie jesteś zwyczajny.- zaczęłam
    - Dlaczego tak uważasz?-spytał spoglądając na mnie jakbym była eksponatem w muzeum.
    -Całą ta swoją grupką wyglądacie jak.. jak bogowie greccy! -zaśmiałam się i znowu oblał mnie rumieniec.Muszę nauczyć się nad tym panować!Robert nic nie powiedział. Jakby zadrżał i spoważniał.
    -Powiedziałam coś nie tak?- spytałam i obejrzałam się za siebie na wszelki wypadek i upewniłam się czy nie nadchodzi moja mama. Nie chciałam , żeby zobaczyła mnie z chłopakiem .Pomyślała by , że mam jakiś romans i nic jej nie powiedziałam.Kiedy się obróciłam Roberta nie było.